Pages

niedziela, 27 października 2013

Coś się kończy, coś się zaczyna


Pierwsze kopnięcie dziecka. W brzuchu. Moim.
Nie ma na świecie uczucia jednocześnie bardziej zachwycającego i przerażającego.


Czyli to jednak prawda. Najprawdziwsza rzeczywistość, a nie abstrakcyjny, głębinowy świat Jacka Cousteau oglądany raz na miesiąc na monitorze USG. Tym jednym kopnięciem tajemnicze podmorskie stworzenie zakotwiczyło się w realnym i dobrze mi znanym świecie mojego ciała. Ponad cztery miesiące zawrotów głowy, senności, mdłości, emocjonalnych skoków na bungee oraz powoli, acz nieustająco rosnący brzuch, nie uzmysłowiły mi tego tak, jak ta jedna krótka sekunda.

Nie ma odwrotu. Przedłużenie genów zachowane. Teraz tylko kilkanaście albo i więcej lat nieustającej ciężkiej pracy opieki nad kimś innym niż ja sama. Można powiedzieć, że z ewolucyjnego punktu widzenia moja rola już się skończyła. Jeszcze tylko przyprowadzić nowego człowieka na świat i właściwie pora schodzić ze sceny.

Jednak z ludzkiego punktu widzenia przygoda dopiero się zaczyna. Czy dam radę? Boję się jak cholera. Tak samo jak odwieczny, nieskończony korowód kobiet przede mną i po mnie. Westalki, opiekunki ogniska domowego, matki, babki, prababki, prząśniczki, mojry. Ale opowieść już mnie wciągnęła. Jestem nią zachwycona i bezbrzeżnie ciekawa ciągu dalszego.


Show must go on.

„U prząśniczki siedzą jak anioł dzieweczki,
Przędą sobie, przędą, jedwabne niteczki.
Kręć się kręć wrzeciono! Wić się tobie wić!
Ta pamięta lepiej, czyjej dłuższa nić.”

/słowa: Jan Czeczot, muzyka: Stanisław Moniuszko/



3 komentarze:

  1. Też na początku nie byłam pewna, czy to nie jakieś rewolucje gastryczne ;)

    A czkawki jeszcze nie doświadczyłam - ale słyszałam, że doświadczenie bezcenne ;)

    OdpowiedzUsuń