Pages

sobota, 15 lutego 2014

Kochajmy gąsienice



„Umieszczać czy nie umieszczać zdjęcia swoich dzieci na FB?” – oto jest pytanie! Zapytaj kogokolwiek – zapewne będzie miał najmądrzejsze zdanie.

Bardzo prawdopodobne, że trafisz na przedstawiciela jednej z dwóch ścierających się partii: dzieciofanów lub dzieciofobów. Trudno pozostać neutralnym. Pomijając kwestie umieszczania wizerunku dzieci bez ich zgody, czy też niebezpieczeństwa użycia ich przez niepowołane osoby, obie strony wysuwają mocne argumenty za i przeciw.

Moim zdaniem jednak ważniejsze od pytania „czy” jest „jak”? Bo na to pierwsze odpowiem – „Jasne, że tak!”. Facebook to odzwierciedlenie naszego życia, a dzieci są jego nieodłącznym elementem.

Fakt - noworodki są piękne tylko dla rodziców (i to przy pomyślnych wiatrach). Wszystkie wyglądają tak samo. I przypominają raczej mistrza Yodę lub gąsienicę. Niewiele jest jednak w życiu momentów równie przełomowych jak narodziny dziecka. I kiedy znajomi dzielą się ze mną tym szczęśliwym momentem, cieszę się ich radością.

Nie popieram opinii bobaso-hejterów, że zdjęcia czy anegdotki o dzieciach to nikogo nie obchodzący bezużyteczny spam.  To samo można powiedzieć o każdej dziedzinie życia, którą użytkownicy FB dzielą się z innymi. Równie irytujące mogą być zdjęcia kotów, rowerów, moralizatorskie obrazkowe banały czy sushi w pięciu milionach kolejnych odsłon. Kichniesz na Facebooku, a ktoś zawsze ci powie „Na zdrowie!”. I komuś zawsze się to nie spodoba.

Dlatego, drodzy rodzice,  jeśli o mnie chodzi, śmiało dzielcie się wybranymi, ważnymi , zabawnymi i wzruszającymi momentami z życia waszych Skarbów.

Podkreślam jednak – wybranymi. Bo w jednym aspekcie zgadzam się z internetowymi dzieciofobami: w alergii na prawdziwy dzieciospam. Ciekawa fotka pociechy od czasu do czasu to jedno. Ale obsesyjna codzienna dokumentacja ilości mililitrów wypitego mleka czy czynności fizjologicznych, na dłuższą metę wywołuje wysypkę (u odbiorców, nie dziecka). Jak ze wszystkim w życiu: co za dużo, to niezdrowo.


Co nie zmienia mojego apelu: kochajmy gąsienice! Nawet jeśli wszystkie wyglądają tak samo. W końcu przeistoczą się w motyle. Takie jak My.

2 komentarze:

  1. A ja, chodzi dzieci nie mam, powiem - oczywiście, że nie.
    Na przykład na Twoim blogu wszystko jest Twoje, ale jak już wrzucisz zdjęcie na "fejsa", to staje się ono jego własnością i dowolnie może on posiadanymi treściami "obracać" w internetowej, a nawet nie tylko, przestrzeni.
    Człowiek w legalny sposób i na własne życzenie traci władzę, kontrolę i prawa do zamieszczanych tam treści - wszyscy akceptowaliśmy regulamin tego tworu, jednak mało kto go czytał.

    BTW. Czasem "aż czekam", na pochwalenie się zdjęciem z pierwszego udanego użycia nocnika...

    OdpowiedzUsuń
  2. Podejrzewam, że jakby poszukać, to pewnie by się już takie znalazło...

    OdpowiedzUsuń