Pozytywnik codzienny
pozytywnikiem, ale czasem człowieka po prostu szlag trafia.
Mnie trafił w kwestii kotów. Dokładniej trzech kotów z osiedla,
na którym mieszkam.
Aura za oknem:
- 12 stopni, obrzydliwy, lodowaty wiatr. Chodnikiem przy
zaśnieżonym trawniku przemyka kuląc się z zimna jeden z tych osiedlowych
kociaków. Na szczęście nie jest to „trójłapek” – nie mam pojęcia jak stracił jedną
łapę (jakaś dobra dusza zapłaciła za operację) - ale wiem, że w śniegu na pewno
nie jest mu łatwo.
„Fejsbukowa” ściana:
wirtualny, powielony apel o tym, by zostawiać otwarte okienka w piwnicy
dla zamarzających bezdomnych kotów. Apel sam z siebie jak najbardziej
szlachetny i w pełni go popieram. Każda udostępniająca go osoba na pewno też
poczuje się przez chwilę lepiej (żeby nie było, sama też to zrobiłam). Dołoży
lśniącą cegiełkę do swojego wirtualnego wizerunku człowieka wrażliwego na krzywdę
braci mniejszych. Tylko ile z tych osób REALNIE zejdzie do piwnicy i uchyli to
cholerne okienko? Zakładając, że ma piwnicę, a nie mieszka na nowym osiedlu,
gdzie ten użyteczny przybytek dawno został zastąpiony znacznie bardziej
pożądanymi podziemnymi garażami.
List w moim ręku:
REALNE pismo, które znalazłam w skrzynce pocztowej. W
sprawie trzech lokalnych kotów.
Osiedle, na którym mieszkam, stało się bowiem areną nierównej
walki pomiędzy wspólnotą mieszkaniową, a grupką zdesperowanych mieszkańców.
Osiedle niezbyt duże i całkiem nowe. Strzeżone, na obrzeżach Warszawy, tuż przy
polach kukurydzy i kapusty w pobliżu trasy S8. Piwnic brak, za to mnóstwo słoików.
Wlokących za sobą kredytowy sznur codzienny. Albo takich, których na taki sznur
nie stać i wynajmują lokum w tej oazie dobrobytu. Sporo ogródków przy
mieszkaniach na parterze. Latem zatrzęsienie ptaków, gryzoni, a nawet jeży. W
środku tego trzy koty. Urodziły się w ubiegłym roku. Matka zaginęła w
tajemniczych okolicznościach, ale kotki jakoś dały sobie radę, chyba ze względu
na bliskość pól i myszy. Nocowały czasem w osiedlowym śmietniku, a ochroniarze
ich nie przeganiali. No bo w sumie dlaczego? Nikomu nie wadziły, a nawet
pomagały. Dzięki nim mniej gryzoni wchodziło do domów dumnym właścicielom „apartamentów
z ogrodem” na parterze. Ale zimą nad altaną śmietnikową i niepozornymi
kociakami zaczęły zbierać się chmury. Rozpętała się mroźna burza.
Dlaczego? Kiedy przyszedł mróz, kilka osób, którym REALNIE
zależy, zlitowało się nad przemarzniętymi zwierzakami kulącymi się na betonie
przy kontenerach na śmieci. Zorganizowali wsparcie ze strony Urzędu Dzielnicy
oraz Fundacji Koteria i przywieźli styropianowe budki do spania, które wstawili
za kontenery na śmieci. Dodatkowo uzyskali możliwość bezpłatnego szczepienia i
sterylizacji kotów, by na wiosnę problem się nie powiększył. Happy end?
Cóż, tego samego dnia, jakaś życzliwa dusza zadzwoniła na
straż miejską ze skargą, że ktoś bezprawnie wstawił kocie budki i przez to w
śmietniku śmierdzi (sic!). Straż przyjechała, budki wyrzuciła, a Zarząd wspólnoty
(ważny zarząd przez duże „zet”) nakazał ochronie osiedla nie pozwalać więcej na
takie ekscesy. Budkowi inicjatorzy nie poddali się i spróbowali drogi oficjalnej - wystąpili
do wszystkich mieszkańców z apelem o podpisanie się pod projektem uchwały o wstawieniu
nowych budek. Kilka dni później w skrzynkach pocztowych pojawiła się odpowiedź
Zarządu (przez duże „zet”), która odwodzi mieszkańców od tej inicjatywy.
I tak krążą kolejne pisma. Mróz trzyma, lodowaty wiat hula,
a budek dla zmarzniętych kotów nie ma. Trwa walka Dawidów z Goliatem przez duże
„zet”. Codziennie wieczorem ktoś zanosi do śmietnika karton na ziemię lub karmę.
Codziennie rano ktoś to usuwa.
Obawiam się, że taka przepychanka będzie trwała do wiosny.
Może kociaki przetrwają tę zimę. Mieszkańcy na pewno tak. Większość z nich bardzo
z siebie zadowolona. Nikt nie będzie im w kaszę dmuchał kocimi budkami. Ale
apel o uchylaniu okienek w piwnicach pewnie udostępnią. Niech znajomi wiedzą,
jakie mają wielkie serce.
Wolałabym, żeby cuchnął już i tak niefajnie pachnący śmietnik niż piwnice i klatka schodowa.
OdpowiedzUsuńJeśli kotów jest zaledwie trzy sztuki to naprawdę jest niewielki problem by stworzyć dla nich takie lokum, tylko trzeba się dogadać, a to bywa najtrudniejszym etapem.
Fajnie by było, gdyby wszyscy, którzy najbardziej walczą o te okienka pootwierane, zainteresowali się szukaniem nowych, prawdziwych domów dla tych zwierzaków.
Pisałam o tym ostatnio u siebie, bo co zima, to temat się pojawia, a mnie aż żyłką targa, bo mieszkam na parterze, a jakoś dziwnym trafem najspieszniej okienka lecą otwierać ci z wyższych pięter i nic ich więcej nie obchodzi - oni dobre uczynki robią.
To zdecydowanie mniejszy wysiłek, niż postawienie "domków", ale sprzątać po nowych lokatorach piwnic to też jakoś nie ma komu...
Naprawdę, lepiej wytężyć siły, załatwić papierologię i sprawić, żeby Wasze koty miały lokum na tą i przyszłą zimę w postaci budek - to zdecydowanie lepsze niż coroczny "bój" o otwarte okienka piwniczne, bo to rozwiązanie zaledwie tymczasowe i nieprzynoszące pożytku.
Tak, budki to najlepsze rozwiązanie na zimę. A najlepiej z opcją wyłapania i sterylizacji tych kotów - bo inaczej za rok będzie ich na pewno więcej. I wtedy co? Rozstrzelać, trutkę rozkładać? Wydawać by się mogło, że to nie aż tak trudne, ale faktycznie najtrudniej się dogadać niestety. Na szczęście kilka osób się nie poddaje i mam nadzieję, że w końcu się uda.
OdpowiedzUsuń